piątek, 5 września 2014
Powakacyjnie i wrześniowo czyli moje krótkie sprawozdanie ...
Witajcie po wakacyjnej przerwie. To będzie moje krótkie sprawozdanie z lata, które tak szybko umknęło, za szybko. Mam to szczęście, że dzieci moje wyjeżdżają na całe wakacje i mogę ten czas w pełni wykorzystać tylko dla siebie. Oczywiście, że do pracy nikt za mnie nie chodzi, ale po pracy w domu cisza, spokój, po kilku tygodniach cisza ta zaczęła boleć, więc szukałam sobie zajęć. Rower kocham, kiedy jadę czuję nic innego jak wolność, uwielbiam to od młodych lat więc nabijałam kilometry ile się da, by zmęczona wracać do domu. Zmęczona i szczęśliwa. Książka, nadrabiałam zaległości, wyciągałam książki stare, przeczytane, odkurzałam je na nowo, jak pisałam wcześniej Kolski rozczarował mnie kompletnie, nie dotrwałam do końca. Może powinnam dojrzeć do jego książki, chociaż filmy jego uwielbiam. Robótki, zamówienia każdego dnia dziesiątki, setki oczek. Kino francuskie, które ostatnio polubiłam i szwedzkie, serbskie, no cóż jestem kinomaniaczką, nic na to nie poradzę. Byłam też pod namiotem w Pszczewie koło Międzyrzecza, miało być ekstremalnie, klimatycznie i spokojnie i było. Było jezioro, cisza, spokój, meszki, komary, wychodek, jedzenie na powietrzu. Zwykły chleb ze smalcem smakował wyśmienicie. Cieszyło mnie to, że nie musiałam się malować, prasować, układać włosy, wyglądać, a przede wszystkim śpieszyć się. Powiem szczerze, że najpierw nie chciało mi się jechać, a potem nie chciało mi się stamtąd wracać. Było mi tak błogo, że nie chciało mi się nawet wyciągać aparatu z torby. Zdjęć prawie nie mam z tego wypadu. Po prostu odpoczynek nad brzegiem jeziora. Już marzę o następnych wakacjach. Jedyna bolączka to to, że nie było ryb. Niedawno też ruszyłam na znajomy szlak, zdjęć mam niewiele, pogoda się zmieniała. Słońce, deszcze, deszcz, słońce, wiatr, deszcz, słońce i tęcza nad Wielkim Stawem. Na szczęście tym razem burzy nie było. Co mogę powiedzieć, kocham te klimaty, kocham jak mnie bolą nogi, kocham zmęczona patrzeć na te widoki, może nawet trochę utożsamiam się z nimi i zostawiam tam jakąś swoją część, chciałabym kiedyś wybrać się tam na dłużej, obejrzeć wschód słońca, zachód, zapisać je w swojej pamięci, na kliszy i w sercu. Dzieciństwo latem spędzałam co roku nad morzem, miałam tam rodzinę, ale nie tęsknię za nim tak jak teraz za górami czy lasem. Ten tłok przeraża mnie może dlatego. Morze dla mnie to tylko wspomnienia z dzieciństwa. Moje ciotki, kuzynki molo, lody i plaża. Tylko tyle i aż tyle. No i pierwszy raz też się pocałowałam na plaży, ale nie tęsknię. Jedynie czego zazdroszczę to tego, że można rano biegać po plaży to musiałoby być fajne i oglądać wschody słońca, kiedyś taki przeżyłam, czułam się jak jedyny człowiek na świecie. To był szczególny okres w moim życiu, pełen zmian, rozczarowań. Morze jest fajne, ale kocham góry. A teraz z innej beczki. Pomóżcie ! Moja poczta jest atakowana licznymi komentarzami anonimowymi po angielsku. Od jakiegoś roku, dwóch, na początku to był jeden, komentarz, dwa a teraz rano sprawdzam pocztą po nocy dziesięć, dwadzieścia. Jak się tego cholerstwa pozbyć, spamuję i nic nie pomaga. Żegnam się z Wami, do następnego razu, korzystajcie z resztek lata, róbcie zdjęcia i cieszcie się tym. Pozdrawiam. Houk! A.
Subskrybuj:
Posty (Atom)