czwartek, 27 października 2011

Magiczna Buczyna ....

























Os samego początku wiedziałam, ze Ta Buczyna jest Magiczna. Siła i czar tych drzew powala mnie, zawsze staram się tam wracać. Wiosną, latem, jesienią. Więc wyjechaliśmy wcześnie rano w niedzielę, ot takie małe poświęcenie. Na dworze było jeszcze szaro i mglisto. Pierwszy odcinek do Rezerwatu był właśnie taki, szary i mglisty. Ręce marzły, na dworze zero stopni, ale ja kiedy jestem za obiektywem nie czuję zimna rąk, ani stóp, ani czasu, który tak szybko leci. Przeszliśmy sobie spokojnie do wiaty z XIX w. Tam chwila odpoczynku i zadumy pod pamiątkowym kurhanem poświęconym dawnym ludziom lasu. W głębi lasu za wiatą wyryte napisy na drzewach "Lukas1939". Może odpoczywali tutaj Niemieccy żołnierze, albo inni turyści, w każdym bądź razie Buczyna ma 160 lat i założyli ją Niemcy. Jest piękna ! Buczyny w wieku przeciętnie 115 do 180 lat zajmują powierzchnię ok.85ha. Wracając, drogę przeciął nam jeleń. A potem nagle wyszło słońce rozświetlając las, mokre liście zaczęły błyszczeć. I ta cudowna mgiełka....ten las żyje!Widok zapierał dech w piersi. Wciąż odwracałam głowę w tamtym kierunku z niechęcią wracając do rzeczywistości.
Remont łazienki wciąż trwa, czyste szaleństwo. Stawiam na spokojnie pierwsze kroki w swojej powieści, bo wiem, ze na siłę nie zrobię nic. Rozmyślam, przerzucam fakty i karty historii...oby starczyło sił. Pozdrawiam odwiedzających. Houk!

niedziela, 16 października 2011

Jestem ....
























I znów się nie popisałam, jak to ja ...wstałam rano, wyjrzałam przez okno, pogoda cudna, pomyślałam, ze to może ostatnie słońce w tym roku zanim całkiem opadną liście i nastanie szarzyzna... więc spontanicznie pobiegłam do komórki na strych po rower, myślę sobie skoczę do lasu na Stawy porobić zdjęcia, a przy okazji odetchnąć i się wyciszyć. Poza tym ja uwielbiam się tak zmęczyć ....tyle, że nie przewidziałam, ze mało powietrza w rowerze, mimo to wyjechałam, ale następną godzinę zmarnowałam na szukanie pompki do roweru u znajomych ale, takiej do motoru i nikt nie miał niestety i ze zwieszoną głową wracałam domu. I w tamtym momencie pomyślałam sobie, ze mam nie równo pod sufitem chyba, ludzie do kościoła na mszę biegną, w swoich kuchniach gotują rosół a ja pcham ten durny rower, tyle, że mój Bóg mieszka w lesie, w słońcu, w podmuchach wiatru, w każdym szeleszczącym liście. Tęsknię za nim co nie znaczy, że do kościoła nie chodzę tym bardziej, ze wiem, że w najbliższych tygodniach już się nigdzie nie ruszę, bo praca, długi remont łazienki i szkoła dzieciaków...dla pocieszenia pomyślałam o swoim pomyśle, zaczynam pisać konspekt na powieść...zobaczymy czy wytrwam w postanowieniu :)
To zdjęcia z ostatniej mojej wyprawy w poszukiwaniu jesieni w Parku Słowiańskim i nad Starorzeczem Bobru. Kiedyś płynęła tam rzeka ...kraina bobra. No więc wróciłam do swojej kuchni też gotować obiad. W drodze powrotnej widziałam sznur dzikich gęsi. Lecą nad Wartę ....