sobota, 29 września 2012

Próby - cz. I

Wciąż mówił do niej, aby nie przestawała pisać. Słyszysz ??- powtarzał. Miał piękny głos, taki męski i budzący zaufanie. Był czuły. Często mu powtarzała, ze mógłby być spikerem w radiu lub zwyczajnie pracować w telefonie zaufania. Śmiał się. Tak, tak wiem, powtarzał. I wciąż namawiał ją do pisania, ale ona wiedziała, ze robi to tylko po to, aby wyrwać ją z rozpaczy w jakiej była, z tego dołka i smutku. Coraz bardziej była przerażona tym co się ostatnio działo w jej życiu. Jechali, przed nimi była trasa Szczecin – Zielona i dalej. Przed nią podróż nie tylko w głąb siebie. Depresja ma wiele twarzy, ale ona było mistrzynią mistyfikacji , nie dawała po sobie poznać niczego, niczego tylko czasem kiedy zostawała sama w tamtym mieszkaniu dopadały ją te długie łapska i taki lęk w środku i ból nie do opisania. Stała tak nieruchomo, biała wykafelkowana łazienka z małą wanną najmniejszą jaką kiedykolwiek w życiu widziała i oknem na drogę. Kto widział w bloku wielkie okno w łazience? Więc spędzała całe dnie patrząc przed siebie wgapiona w to okno, parking koło domu i nowo wybudowany dom z elewacją w kolorze wielkanocnego kurczaka. Kto do cholery wymyślił taki wstrętny kolor domu, myślała, bo jej dom miałby zupełnie inny kolor . Może magnolii ?? Stała tak wgapiona paląc papierosy , jeden za drugim co jeszcze bardziej potęgowało jej lęki. Czasem leżała skurczona w tej wannie czekająca na niego. W tamtych chwilach z pewnością nie była szczęśliwa. Droga wcale nie była śliska, połowa stycznia była ciepła prawie, że wiosenna . Mimo to czekali na pierwszy śnieg, zimy w tym regionie nadzwyczaj są łagodne ale i wietrzne. Spojrzała w głąb auta , jej rzeczy, ubrania wciśnięte na tylnym siedzeniu, dziecko smacznie spało w foteliku. A z tył na tylnej szybie nocnik kaczuszka , musiało to zabawnie wyglądać dla osób jadących za nimi, ale jej nie było do śmiechu. Wracała do siebie, do swojego życia, mieszkania na Kościelnej . Do domu, za którym tęskniła - nie tęskniła sama nie wiedziała co czuje, kochała człowieka, z którym musi się rozstać, ale to tylko na chwilę, na jakiś czas, uspokajał ją. Starała się nie płakać, nie przy nim. Straszne, żeby wiedział co czuje, żeby się chociaż domyślił, psia mać ! Skurwysyn ! Przecież musiał się domyślać, musiał wiedzieć co czuje przerażona, samotna kobieta. Nie domyślał się, bynajmniej nic nie dawał po sobie poznać. Zanim opuścili mieszkanie, stali tak wpatrzeni w siebie przez chwilę, nie padło żadne słowo, wiedzieli, że to musi się stać. Bagaże czekały spakowane, worki w ubraniach, garnki, patelnie, dziecięce zabawki. Była szczęśliwa w tym mieszkaniu na parterze. Chodź , jedziemy – powiedział i wyszedł pierwszy. Poszła za nim i jeszcze ostatni raz zerknęła na znajome drzwi i skrzynkę na listy. Wiedziała, że już tuż nie wróci nigdy. Miasto przywitało ich chłodem i z nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu. W pośpiechu wnosili bagaże, kartony, worki. I znów przeprowadzka, do tego drugiego życia, do tego mieszkania, w którym tyle złości i żalu, ale zanim odjechał poszli do parku. Czy to miał być romantyczny spacer i pięknej zimowej scenerii, bo widok ośnieżonych murów obronnych był niesamowity. Teraz już nie pamiętała o czym mówili i czy w ogóle było jeszcze cokolwiek do powiedzenia, wcisnął jej w rękę jeszcze jakieś pieniądze. Dbaj o siebie – powiedział- Będę dzwonić. Oparła twarz o jego kurtkę . Zaczęła płakać, śnieg zaczął sypać mocniej. Usłyszała tylko wracamy. Dziś, po tylu latach nie rozmawiają z sobą, ona ze swoją starannością stała się kurą domową, on nikim z cholernie wyostrzoną inteligencją i wrażliwością. Po ich bliskości nie zostało nic. Tylko Facebook , jakby innego świata już nie było i tyle z tego. Czasem znika na wiele długich tygodni i na jego profilu wieje nudą, a jej wiadomości do niego nie powracają do niej z żadną odpowiedzią . Żadnego cześć nawet. A zawsze mówił, że gdzieś kiedyś jeśli nie będą już razem, to zawsze będzie chciał wiedzieć co u niej, co u nich. Mówił o nich „moje dziewczyny”. Ona i jej córka. Kłamstwa! Kłamstwa ! Kłamstwa! Czuła jego dłoń, wciąż trzymał ją za rękę, a ona udawała, że śpi co chwilę żałując, że jednak dała się namówić na ten wyjazd. Jechali nad morze, to było na początku ich znajomości, praktycznie widzieli się wcześniej tylko kilka razy, ale przy nim, z nim się czuła tak jakby znała go od zawsze. 22 sierpień, pędzili autostradą by obejrzeć wschód słońca nad morzem, golfem „ciemną butelką”. Z nerwów rozbolał ją brzuch, już nie pamięta kiedy ostatnim razem tam była, w pierwszej klasie liceum ? Była podekscytowana, sam zaproponował, ze przyjedzie po nią późnym wieczorem, a jutro najpóźniej po południu będą z powrotem. Była wniebowzięta, tyle dla niej robił. -Śpisz?- zapytał. -Próbuję, ale z nerwów nie mogę zasnąć. - Denerwujesz się ? - A widzisz jakiś powód żebym się nie denerwowała ? Jasne, ze się denerwuję, przecież wiesz… -Wyluzuj proszę- powiedział i skierował jej dłoń w kierunku swoich ust. Poczuła jego ciepło. Niedługo będziemy na miejscu – zaśmiał się. Niedługo zobaczysz morze, będzie fajnie, zobaczysz… Widział jej zdenerwowanie i próbował ją uspokoić. Jeszcze jakiś czas temu nigdy nie dałaby się namówić na ten wyjazd, ale budził w niej ogromne zaufanie i jakaś fascynacja jego osobą wciąż rosła. Na początku chciała go tylko uwieść, sama nie wie co chciała sobie udowodnić i po co? Fakt była kokietką i imponowała jej jego troska o jej osobę na przykład wtedy kiedy strasznie bolał ją ząb, a on przyjechał specjalnie tylko po to, aby obwieźć ją po wszystkich stomatologach w mieście. Bo przecież Szymon nie miał dla niej czasu i współczucia. No właśnie Szymon …wciąż robił te swoje projekty, wyjeżdżał, wracał, wyjeżdżał, nawet nie zauważył jak ona ostatnio się zmieniła, prawie go nie było. Wciąż oddalali się od siebie, sama już nie wiedziała co jeszcze ich łączy oprócz wspólnego oglądania telewizji i dziecka. Było jeszcze dziecko przecież, a ona dla swojej córki była w stanie znieść wszystko, tyle, że ostatnio czuła się bardzo samotna, a mężczyzna, z którym teraz jechała dawał jej ogromne poczucie bezpieczeństwa. Imponował jej. Lubiła też jak prowadzi, urodzony kierowca, bo on cały samochód miał w jednym małym paluszku , nie byłoby rzeczy, której nie umiałby naprawić, a Szymon intelektualista i mól książkowy stał się ostatnio taki nudny. Kiedy wracał jego porozrzucane rzeczy po całym domu doprowadzały ją do szaleństwa, jego zużyte maszynki do golenia, które wciąż zostawiał na umywalce w łazience i resztki pasty do zębów i skarpetki koło łóżka. Nie lubiła tego. Okropność. Ale taki był wciąż roztargniony i w biegu, a ona zostawała sama z dzieckiem w ich mieszkaniu. Te dni kiedy miała czekać na niego były jak wieczność. Na początku, potem przywykła do samotności, a ostatnio to w ogóle straciła do tego wszystkiego serce.
Dojeżdżali do Gorzowa, było koło godziny pierwszej w nocy. Nie, nie była zmęczona, raczej była przejęta i właśnie w tej chwili zastanawiała się co powiedziałby Szymon gdyby ją teraz zobaczył. Gdyby ich zobaczył razem jadących w kierunku morza. Umar ł by z wściekłości czy zaszyłby się w swoich książkach jeszcze bardziej ? On był nad wyraz spokojnym facetem, czasami miała wrażenie, ze w ogóle nie jest zdolny do jakichkolwiek uczuć nawet nigdy nie próbował coś zmienić w tej kwestii, praca i tylko praca stała się jego domeną i lekiem na wszystko. Pragnienie posiadania jak najwięcej. Kasa, kasa to się liczyło najbardziej, a ona przecież wciąż była kobietą, była tu czekająca na niego w pustym domu. Próbowała walczyć, tłumaczyła go, że pracuje dla nich, utrzymuje dom, bo przecież nie pali ani nie pije, o kobietach też nic nie wiedziała, a że jest powściągliwy i zimny, taki już jest i już, nie mogło go już zmienić nic, nawet miłość do córki. Ale przegrała, bo fascynacja tym drugim mężczyzną była ogromna i to, że zaczynała pragnąć go wciąż bardziej doprowadzało ją do szału. Jak dotąd nie próbował ją dotykać, czasem przytulił, ale często rozmawiali o bliskości i swoich pragnieniach, wiedziała, ze to może się stać, że musi, jest nieuniknione jak cała ta reszta i życie jej do końca legnie w gruzach rozsypie się jak domek z kart. Czy się tego bała ? Tak, mimo to brnęła w to dalej na przekór wszystkiemu, wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zaparkował blisko plaży, już z daleka było słychać szum fal i czuć było zapach jodu i morskiej soli. Zapach jej dzieciństwa, bo ona lato zawsze spędzała nad morzem. Kiedy wysiedli z auta było jeszcze ciemno. -Chodź pomóż mi, weźmiemy koce, potem może zrobić się jeszcze chłodniej. Zmęczona ?- zapytał. -Nie, nie, jest cudownie – powiedziała Ruszyła za nim w kierunku morza, wspinali się pod górkę, oboje w rękach nieśli koce, poduszkę, torbę. Zauważyła, że w ręku niesie dwa kieliszki i Martini. - To na dobry początek – powiedział- To nasz pierwszy wschód słońca razem. Uśmiechnęła się i zrobiło jej się tak jakoś ciepło na duszy. Na dworze był jeszcze mrok, szła tuż za nim próbując przyspieszyć mu kroku, stopy zapadały jej się w piasku, od strony morza było czuć chłód na twarzach. Po chwili udało im się znaleźć wejście na plażę po drewnianych schodach. Zatrzymali się tam , spojrzała przed siebie w ciemności próbując dostrzec jakieś szczegóły, zarys horyzontu i linię plaży, ale w tym mroku nie wiele było widać, ale czuła instynktownie, ze plaża jest pusta i przez chwilę w umysł jej wkradł się lęk, bo chyba zwariowała, co ona wyprawia z tym obcym mężczyzną na pustej plaży. Ale to nie był już obcy mężczyzna to był przecież Janek jej Janek , tak to zaczynała czuć, że okrutny los spłatał jej figla, bo co by było gdyby spotkali się kilka lat wcześniej, tak to sobie chciała wyobrazić właśnie, że poznali się na jakimś koncercie, że zakochują się w sobie nawzajem, a przede wszystkim nie mają przeciwko sobie całego świata. Kiedyś nawet rozmawiając z sobą na spacerze w lesie doszli razem do wniosku, ze przecież mogli się kiedyś gdzieś minąć, bo przecież on też często koncertował.
- A pamiętasz Jarocin 92? –pytał. -Tak, oczywiście- byłeś tam ?? - Każdego roku byłem… - A wiesz będąc z dzieckiem jeździłam na kolonie w Twoje okolice. - I myślisz o tym samym co ja – zaśmiał się i przytulił ją mocno do siebie całując w czoło. -Oczywiście, że całkiem możliwe jest, że w przeszłości spotkaliśmy się gdzieś nad jeziorem. - Tak? Wtedy też mnie podrywałaś? –żartował. -Ja??To przecież ty mnie poderwałeś pierwszy ! –zawołała oburzona. - Jak zwykle w żywe oczy łżesz – powiedział i popatrzył tak na nią tak, że znów zrobiło jej się gorąco. Co było w tym facecie, że tak traciła głowę dla niego i nie myślała ani o swoim dziecku, ani o Szymonie ani o domu. Wciąż żyła tylko chwilą kiedy mogli się znów spotkać, dotknąć, usłyszeć. Wówczas tylko to się liczyło. Odwróciła głowę w jego stronę, szum morza zaczął uspokajać jej skołowane myśli. Objął ją ramieniem jakby wyczuwając jej napięcie. Chodź, przytul się. Nie jest ci zimno?? – zapytał. - Nie, może trochę. - Zaraz zacznie się przejaśniać. Masz aparat ? - Tak. W torebce. Oparła głowę na jego ramieniu, stali tak nieruchomo przez chwilę czując morską bryzę na twarzach. Powoli zaczynało się jakby od horyzontu przejaśniać, razem czekali na ten moment, aż słońce wynurzy się z morskiej toni. Głodne mewy zaczynały krążyć nad falami swoim krzykiem obwieszczając, ze właśnie za chwilę wstanie nowy dzień. Na szczęście plaża była jeszcze pusta i mogli w samotności cieszyć się z sobą. Tak długo czekali na tą chwilę. Chwycił ją za rękę i poczuła się nagle tak jakby byli sami we wszechświecie i właśnie w tamtym momencie postanowiła, że będzie walczyć o ich miłość. Że zawalczy też o siebie, ze nie będzie już ukrywać swoim uczuć. Wreszcie niech cały świat się dowie o ich szczęściu. Bo ona jest już taka zmęczona tym ukrywaniem się i tymi kradzionymi chwilami, wyrzutami sumienia kiedy wraca do dziecka i do swojego życia. Nie umie sobie z tym poradzić, z jednej strony chce być z Jankiem i tylko o nim myśli nieustannie, a z drugiej strony jest jej rodzina, której naprawdę nie chciała krzywdzić. Ale instynktownie czuła, że to nie będzie takie proste, że czeka ich jeszcze długa droga zanim naprawdę będą mogli być razem. Słońce zaczynało wyłaniać się zza horyzontu i na plaży pojawiło się magiczne światło. Była zachwycona tym widokiem i w pośpiechu zaczęła pstrykać zdjęcia. Można powiedzieć, że zakochała się we wszystkich wschodach słońca. We wszystkich, w zimowych też i powoli zaczęła je kolekcjonować, nawet nie będąc już z nim kiedy pojawiało się słońce przypominała sobie tamtą wspólną chwilę. Chodź !- krzyknął i szarpnął ją za rękę ciągnąc w kierunku stromej wydmy – Wspinamy się tam ! - Od teraz to będzie nasza wydma ! – zawołał. - Nasza ? -Tak, nasza ? - I co ? Wrócimy tu jeszcze ?? - Oczywiście. Zawsze będziemy tu wracać, bo to przecież nasza wydma, nasze drzewo- powiedział i oparł się o sosnę, która tam rosła. Podskoczyła do niego w górę rzucając czapeczkę, w tamtej chwili w pośpiechu pstryknął jej zdjęcie. W tamtej chwili obydwoje zapragnęli aby wszystkie zegary świata stanęły w miejscu, aby czas przestał się wreszcie liczyć, żeby nic już się nie liczyło się oprócz nich. Spojrzała na zdjęcie w aparacie z zatrzymaną chwilą. - Chcę odejść – powiedziała cicho. Leżał do niej odwrócony plecami. Była noc, w pokoju cisza oprócz tykającego zegara, było blisko przed północą. Luiza nie mogła zasnąć przewracając się z boku na bok, nagle wypaliła. Jej głos zamarł w powietrzu. -Chcę odejść- Powtórzyła. Sama się zdziwiła jak spokojnie to zabrzmiało w jej ustach, zupełnie jakby powiedziała: Od jutra zapowiadają burze albo Ciotka Wanda dzwoniła pytając o ciebie. Przez chwilę nie odpowiadał. -Ja nie mogę już tak dłużej Szymon …nie potrafię. - W mojej rodzinie nikt się nie rozchodzi– odpalił krótko. -Zrozum …ja już nie potrafię tak dłużej. Kim ja dla ciebie w ogóle jestem ? No kim ?? - Przestań… -Proszę ….- poczuła jak łzy zaczynają zbierać się pod jej powiekami. -Nie chcesz być ze mną to idź się powieś! –usłyszała.

piątek, 21 września 2012

Z nocnych obrazków na mojej ulicy ...

Czasem sobie myślę, że tutaj na Kościelnej w czasach kiedy byłam mała musiało być naprawdę fajnie i teraz po latach widzi się to wszystko innymi oczami. Po pierwsze oprócz tych starych bruków, których już nie ma, które dawały nie tylko klimat i urok miejsca, ale też były niezniszczalne, bo wiadomo co Niemiec położył to dobre, przeżyły setki lat. Do dziś się zastanawiam dlaczego je zamieniono na kostkę ? Do tego pościnano wszystkie drzewa. Wokół mojego domu rosły akacje, było ich pięć i od ich pni były przeciągnięte sznury, wieszano tam pranie i znajomy zapach wykrochmalonej pościeli czy obrusów krążył wokół domu. Wokół Kościoła rosły stare kasztanowce, korzenie ich były otoczone kamieniami, siadaliśmy na tych kamieniach chowając się w cieniu. Czasami na kościele zamieszkiwała sowa strasząc nas swym hukaniem. Ze swojego pokoju widziałam kołyszące przez wiatr topole i ptaki, które krążyły budując gniazda. Na podwórku mieliśmy dwa trzepaki, schodki, na których spędzaliśmy całe dnie, a naprzeciw ulicy w starych kamienicach, dawniej był tam Sąd, była szkoła i boisko, ale nie mogliśmy się tam bawić. Mieszkał tam Pan Królikowski ze swoim wilczurem, zawsze nas przeganiał, biegające, wszędobylskie dzieciaki, więc biegaliśmy do parku za szkołę za wieżę ciśnień. Tam też było boisko i rzeka, mój ojciec też tam spędzał dzieciństwo, widać to szczególnie na starych fotografiach.Dziś zbudowano tam oczyszczalnie ścieków i boiska już nie ma, ale w dzieciństwie braliśmy koce spędzając tam czas, moczyliśmy nogi w rzece, a potem szukając czterolistnej koniczyny ganialiśmy się. Do parku prowadziła jedna droga i strome zejście czyli górka, na niej kopaliśmy szukając fragmentów starych poniemieckich talerzy czy monet. Taka zdobycz to było jak magiczne szkiełko, talizman na szczęście. To był dobry, beztroski czas. Wokół naszego domu były i są stare kamienice, niektóre zostały rozebrane, ale zanim je rozebrano my ze swoją paczką wprowadzaliśmy się urządzając tam swój klub. Pudełka po zagranicznych papierosach, plakaty zespołów na ścianach, dawniejszy właściciel mieszkania pozostawił łóżko, krzesło więc było na czym usiąść. Ktoś przyniósł starego grundiga, była też muzyka. Za naszym domem do dziś stoją ruiny Kościoła Ewangelickiego, wchodziliśmy tam do środka, kto sprytniejszy i dał radę. Ojciec opowiadał mi, że w latach jego młodości wygrzebywali stamtąd krypty z zakonnicami i chłopaki robili sobie jaja podstawiając takiego kościotrupa pod drzwi. Teraz mówi, że ich przez to przeklęło mało komu udało się życie, albo zaraz zmarł nie dożywając czterdziestki. Może i coś w tym jest. Spędzaliśmy dnie, albo w parku na boisku albo na podwórku grając w gumę czy na skacząc na skakankach, bawiliśmy się w chowanego czy w pięć cegieł. Nie obyło się też bez wybryków, bo nieraz było, ze ktoś coś przeskrobał, ale nie było tak, ze nie można było grać w piłkę czy biegać. Teraz nie wolno, bo stoi mnóstwo aut, przejść nie można, kiedyś na podwórku stała jedna królowa szos i to było to. Niedaleko mojej ulicy mieszkały moje ciotki i kuzynka i razem bawiłyśmy się na targowisku, a latem biegaliśmy nad rzekę. Jak tam było fajnie nie tylko w dzieciństwie, ale też w późniejszych latach chodziliśmy tam na schadzki z chłopakami ucząc się palić pierwsze papierosy. Rzeka ta miała dwa biegi tworząc po środku małą wysepkę. Stał tez tam stary młyn, po którym dziś nie ma śladu, stoi tylko samotna, nadmorska sosna, pozostałość po tamtych czasach. Zburzono młyn, zmieniono bieg rzeki i zrobiono zalew dla wędkarzy i nawet kąpać się nie wolno. We wcześniejszych latach koło młyna płynęła tama, potem ją wysadzono, było tam dość niebezpiecznie i my się tam nie kąpaliśmy, któregoś dnia jeden mężczyzna mieszkający niedaleko rzeki zabrał moje dwie kuzynki na dach tego młyna i kazał im skakać do rzeki. Ja z nimi nie poszłam, bo zawsze byłam strachliwa, ale też roztropna, poza tym do dziś mam lęk przed wodą, stałam sobie na brzegu mocząc nogi. On skoczył pierwszy i po chwili wypłynął twarzą do wody, płynął tak koło moich nóg, myślałam, że chce mnie rozbawić czy coś takiego, ale on się nie ruszał. Szturchnęłam go, ale on nic. Żyje, ale dziś jest częściowo sparaliżowany. I takie rzeczy się zdarzały nad rzeką, ale pięknie tam było, tyle zieleni i często się tam skrywałam później jako nastolatka szłam tam z książką i z kocem pod pachą. Na naszym podwórku była nas taka paczka, sześć dziewuch i dwóch chłopaków, potem nasze drogi się rozeszły, na tej ulicy zostałam tylko ja, jakoś tak potoczyło się to moje życie, teraz jest tu inaczej, czasem nie mogę przywyknąć do betonów i samochodów, śmiechów dzieci też już nie ma. I tych starych ludzi, które tutaj mieszkały , sąsiadek, mojej babci, wokół nowi lokatorzy mijają cię jak obcy, w tamtejszych czasach za komuny jakoś tak wszyscy razem wspólnie znali się i każdy sobie pomagał. Teraz są zupełnie inne czasy i nie jestem szczęśliwa jak mi sąsiad stawia przed oknem na długie tygodnie swój camping. Wszystko przemija ... A teraz z innej beczki, kiedy oglądacie filmy, to zwracacie na scenerię i zdjęcia filmowe, klimat ? Niedawno oglądałam starsze już filmy "Kapitan Corelli" i "Bardzo długie zaręczyny". Odnośnie filmów, a szczególnie ten drugi taki sobie, ale jaki klimat i sceneria... polecam zobaczyć. Pozdrawiam Wszystkich odwiedzających i nowym obserwatorów. I tych stałych też...wszystkiego dobrego. Houk ! Poniżej zdjęcia z filmów, a powyżej zdjęcia nocne mojej ulicy..., które zrobiłam jakiś czas temu podczas wrześniowej pełni księżyca ...

wtorek, 18 września 2012

Dziś o lnie ...

Dziewczyny dziękuję Wam za odwiedziny i za słowa otuchy. Wracając do ostatniego posta nie zamierzam się poddawać, no cóż będę się odwoływać, bo trzeba walczyć do końca. Czy się uda czy nie zobaczymy, na szczęście o odwołaniu nie decyduje OPS tylko Samorząd. Dziś może trochę o lnie, w którym jestem zakochana od jakiegoś czasu. Z szyciem mi idzie ciężko, jakoś nie potrafię się przełamać ani polubić z moją maszyną, może po prostu czasu trzeba, ale tak bardzo podobają mi się lniane zasłony, firanki, poduszki i lniane ozdoby. Podobają. Bardzo. Podzielę się z Wami, że marzy mi się remont kuchni. Moja wymarzona kuchnia miałaby koniecznie sufit z białych desek i jasne ściany, a zamiast tych badziewiastych mebli, które chodź są pojemne zabierają masę miejsca, porobione drewniane półki, a na nich garnki i talerze, półmiski przysłonięte lnianymi zasłonkami. Na tej ścianie co stoją meble teraz miałabym pole do popisu i mogłabym ją przeznaczyć na zdjęcia i wysoko u góry też zrobić półki (moja kuchnia ma wysokości 3,20m ), a na nich poukładać moje stare butelki, młynki, koszyki, które zbieram od lat. Tak, remont mi się marzy taka mała inwentaryzacja, a tu trzeba zejść na ziemię automat mi padł i lodówka mój jeszcze prezent ślubny sprzed 15 lat zrzędzi i charczy jakby też miała zaraz paść hehe, chyba trzeba będzie kupić nowy sprzęt, a po szkolnych wydatkach związane z początkiem roku odbija mi się czkawka, ze hoho. Ten wrzesień jest dla mnie cholernie pechowy. Mimo wszystko popatrzcie na zdjęcia wnętrz z lnem w roli głównej, zaczerpnięte z sieci. Pozdrawiam odwiedzających. Houk ! p.s Dziewczyny już pisałam, zachciało mi się pledu, ale szukam czegoś oryginalnego. Może ktoś coś podpowie ?? Ktoś ma wzór na takie cudo ??