niedziela, 28 grudnia 2014

piątek, 26 grudnia 2014

Wesołych Świąt !

Kochani. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę ! A przede wszystkim dużo zdrowia, cudnych chwil, ogrom marzeń, realizacji ich, weny twórczej i magicznego kolędowania ! Pozdrawiam Houk ! Aneta

środa, 12 listopada 2014

Obrus ...

Witajcie. Szczęśliwa, bo obrus już skończony i dopieszczony, cieszy oko. Już nie mogłam doczekać się tej chwili. Pozdrawiam, a poniżej krótkie urywki z mojej jesieni. Houk ! Ghia

niedziela, 2 listopada 2014

Jesień niech trwa ...

Z jej życia zniknął na stałe już kilka lat temu, z jej osobistego komputera nie dawno. Dopiero wczoraj się zorientowała, ze od jakiegoś czasu nie ma go na Face boku i zrobiło jej się naprawdę żal. To jedyne co ją z nim obecnie łączyło, te krótkie informacje , które znajdowała w sieci. Że leci do Polski, że wraca na Wyspy. Czego dziś słucha, jaki ma nastrój. Oglądała zdjęcia. Że zeszłej nocy znów zachlał mordę, o tym wolała nie czytać, ale czytała i zastanawiała się kim teraz jest , czasem po prostu nie dowierzając w jego puste słowa. Mimo to chciała wiedzieć, chciała mieć pewność, że żyje i nic mu nie jest, że te jego balansowanie na granicy kiedyś się skończy. Ten jego ciągły krok od śmierci. Ostro żył. Wciąż chciała, aby był szczęśliwy. Czy tęskniła? Nie, nie tęskniła. Czasem po prostu brakowało jej tego poczucia wolności , które jej dawał, a którego brakuje jej w tym nowym życiu. On po prostu mówił : Rób co chcesz. Rób jak uważasz. Ale nie, nie w tym sensie, ze gówno mnie obchodzi co robisz i czego chcesz w życiu, on po prostu nigdy-nie-bywał - zaborczy. Nigdy! Bo ona mężczyzn, którzy próbowali trzymać ją krótko na smyczy omijała. Już taka była nieokiełznana i tylko on potrafił ją zrozumieć i ugłaskać. Tę jej szarpaninę, kiedy chwytała za aparat i gnała tam gdzie jest niebezpieczeństwo, gdzie ból, ludzkie nieszczęście, wojna i strach w oczach kobiet i dzieci. Wciąż była dobrą reporterką, nawet bardzo. Przymknęła oczy i pomyślała o tych setkach emaili, które do siebie napisali. Jak ciężko czasem było utrzymać taki związek „za wszelką cenę”. Dopiero nie dawno zdała sobie sprawę, że to jej wina, po prostu brakło jej sił i to zakończyła. Krótko, dosadnie, jednym cięciem. Nie kocham Cię już ! Ale to nie była prawda, jej po prostu brakło cierpliwości w tym wszystkim. Bo ile można czekać kiedy znikał i wracał do jej życia ponownie?? Wtedy pragnęła go naprawdę. Życia z nim, nieważne gdzie. Była gotowa na wszystko kiedy uciekała z nim w październiku. Kiedy musiała wracać do swojego życia kilka miesięcy później już nie była taka pełna wiary i optymizmu. Jak to niektórzy mówią życie to nie bajka. Teraz się cieszy, że nikt już o to nie pyta, gdzie zniknęła i z kim. Odpowiadała, że Egipt, że Turcja, przez moment Afganistan potem Rosja. Była w swoim żywiole, jak zawsze, tam gdzie się coś dzieje. Tematów nie brakowało. Setki nowych zdjęć do kolekcji pełne rozpaczy i emocji. Tylko czasem kiedy siedziała w brudnym pokoju hotelowym nadsłuchując skąd odchodzą strzały myślała o tym mieszkaniu na parterze. Pięćdziesiąt cztery metry ich wspólnego raju. Dwa pokoje bez mebli i zasłon, tylko gruby materac, mały przenośny telewizor i kosz na ubrania. Łazienka z małą wanną, kuchnia bez lodówki. Była zima, żywność chowała za oknem. To nic, najważniejsze, że wreszcie mogli być razem. Mogli zasypiać razem, tylko to się liczyło, ucho przy uchu słuchając jak przez cienką ścianę sąsiad brzdąka cicho na gitarze. Czasem ktoś ten koncert przerywał głośno waląc w rury. Echo wtedy niosło w całym pionie, a oni śmiali się do rozpuku. Czasem czytali razem leżąc pod kocem na materacu. Czasem po prostu pakował ją w starego fiata uno i jechali na poszukiwania skarbów, brali stary wykrywacz, który kiedy kupił od znajomego i łazili godzinami po polach i lasach. Na trzydzieste urodziny kupił jej nie najnowsze perfumy Natalii Portman lub Salmy Hayek, ale starą lampę na biurko. Żeby mogła pisać, także w nocy. Kochała stare rzeczy. Rano jak już wychodził, jeszcze taką zaspaną zawsze całował w brzuch, tak na dzień dobry i długo tulił na progu. Biegła potem przez całe mieszkanie, żeby jeszcze zobaczyć go z okna, jak odjeżdża. Kiedyś po prostu nie wrócił o stałej porze, ani w nocy ani na drugi dzień. A ona szalała z niepokoju, obdzwoniła wszystkie szpitale i posterunki policji w okolicy. Potem przysłał właścicielkę mieszkania, która skrupulatnie liczyła wszystkie klosze w mieszkaniu, stan licznika i opłaty do uregulowania za ostatni miesiąc. Jej świat się zawalił. Umowa najmu kończyła się i musiała się wynieść , właścicielka dała jej trzy dni. Trzy. Przez pierwsze dwa na zmianę przeleżała na podłodze pod kaloryferem , na podłodze pod oknem. Materac. Jak pies czekając na swojego pana. Trzeciego dnia posprzątała mieszkanie, umyła podłogi, zrobiła makijaż i wyszła zamykając za sobą drzwi. Klucze wrzuciła do skrzynki na listy tak jak obiecała. Tylko wychodząc przed blokiem nie zauważyła, ze jego samochód wciąż tam stał na parkingu przy drugiej klatce. To dopiero był smutny widok. Nie takiego życia sobie z nim wyobrażała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znów zaufała i dała się ponieść emocjom. Zakochała się , ale to nie było prawdziwe jej życie. Teraz dopiero po latach w końcu poczuła, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Czasem tylko wydaje jej się, że udało jej się zapomnieć o wszystkim, a czasem wciąż go czuje między swoimi udami. Na plecach, jego dłonie znów we włosach. Tylko wtedy jej poduszka jest mokra od łez.

środa, 22 października 2014

Między moją Pracownią, a górami ...

Witajcie. I jesień rozgościła się na dobre, ostatni weekend był cudny, ale kolejne następne dni w deszczu i bez słońca przerażają mnie, jakoś nie tęsknię za krótkimi dniami, trudno jest mi wtedy się zorganizować jeśli chodzi o rower. Brakuje mi tej wolnej jazdy, a pogoda nie zachęca. Ale nie ma co narzekać, bo udało mi się ostatnio uciec w góry. Szlak był bardzo przyjemny, w stronę Słoneczników i zupełnie pusty, ale pod koniec trudny, były momenty, że myślałam, że skapituluję, ale poddać się to byłoby najgorszą rzeczą jaką mogłabym wówczas zrobić. Poniżej urywki z mojej Pracowni. Koronka gotowa, obrus też jeszcze z 2 tygodnie i będę go wykańczać. Wszystkiego dobrego. Miłego dnia. Houk ! Ghia

piątek, 5 września 2014

Powakacyjnie i wrześniowo czyli moje krótkie sprawozdanie ...

Witajcie po wakacyjnej przerwie. To będzie moje krótkie sprawozdanie z lata, które tak szybko umknęło, za szybko. Mam to szczęście, że dzieci moje wyjeżdżają na całe wakacje i mogę ten czas w pełni wykorzystać tylko dla siebie. Oczywiście, że do pracy nikt za mnie nie chodzi, ale po pracy w domu cisza, spokój, po kilku tygodniach cisza ta zaczęła boleć, więc szukałam sobie zajęć. Rower kocham, kiedy jadę czuję nic innego jak wolność, uwielbiam to od młodych lat więc nabijałam kilometry ile się da, by zmęczona wracać do domu. Zmęczona i szczęśliwa. Książka, nadrabiałam zaległości, wyciągałam książki stare, przeczytane, odkurzałam je na nowo, jak pisałam wcześniej Kolski rozczarował mnie kompletnie, nie dotrwałam do końca. Może powinnam dojrzeć do jego książki, chociaż filmy jego uwielbiam. Robótki, zamówienia każdego dnia dziesiątki, setki oczek. Kino francuskie, które ostatnio polubiłam i szwedzkie, serbskie, no cóż jestem kinomaniaczką, nic na to nie poradzę. Byłam też pod namiotem w Pszczewie koło Międzyrzecza, miało być ekstremalnie, klimatycznie i spokojnie i było. Było jezioro, cisza, spokój, meszki, komary, wychodek, jedzenie na powietrzu. Zwykły chleb ze smalcem smakował wyśmienicie. Cieszyło mnie to, że nie musiałam się malować, prasować, układać włosy, wyglądać, a przede wszystkim śpieszyć się. Powiem szczerze, że najpierw nie chciało mi się jechać, a potem nie chciało mi się stamtąd wracać. Było mi tak błogo, że nie chciało mi się nawet wyciągać aparatu z torby. Zdjęć prawie nie mam z tego wypadu. Po prostu odpoczynek nad brzegiem jeziora. Już marzę o następnych wakacjach. Jedyna bolączka to to, że nie było ryb. Niedawno też ruszyłam na znajomy szlak, zdjęć mam niewiele, pogoda się zmieniała. Słońce, deszcze, deszcz, słońce, wiatr, deszcz, słońce i tęcza nad Wielkim Stawem. Na szczęście tym razem burzy nie było. Co mogę powiedzieć, kocham te klimaty, kocham jak mnie bolą nogi, kocham zmęczona patrzeć na te widoki, może nawet trochę utożsamiam się z nimi i zostawiam tam jakąś swoją część, chciałabym kiedyś wybrać się tam na dłużej, obejrzeć wschód słońca, zachód, zapisać je w swojej pamięci, na kliszy i w sercu. Dzieciństwo latem spędzałam co roku nad morzem, miałam tam rodzinę, ale nie tęsknię za nim tak jak teraz za górami czy lasem. Ten tłok przeraża mnie może dlatego. Morze dla mnie to tylko wspomnienia z dzieciństwa. Moje ciotki, kuzynki molo, lody i plaża. Tylko tyle i aż tyle. No i pierwszy raz też się pocałowałam na plaży, ale nie tęsknię. Jedynie czego zazdroszczę to tego, że można rano biegać po plaży to musiałoby być fajne i oglądać wschody słońca, kiedyś taki przeżyłam, czułam się jak jedyny człowiek na świecie. To był szczególny okres w moim życiu, pełen zmian, rozczarowań. Morze jest fajne, ale kocham góry. A teraz z innej beczki. Pomóżcie ! Moja poczta jest atakowana licznymi komentarzami anonimowymi po angielsku. Od jakiegoś roku, dwóch, na początku to był jeden, komentarz, dwa a teraz rano sprawdzam pocztą po nocy dziesięć, dwadzieścia. Jak się tego cholerstwa pozbyć, spamuję i nic nie pomaga. Żegnam się z Wami, do następnego razu, korzystajcie z resztek lata, róbcie zdjęcia i cieszcie się tym. Pozdrawiam. Houk! A.