poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Po przerwie ...
Witam po przerwie...ostatnio ogarnął mnie leń albo apatia jeśli chodzi Bloga, ale to nie znaczy, ze nic nie robię wręcz przeciwnie jest pracowicie ....otóż zagłębiam się w cudownych lekturach, zrobiło się trochę zdjęć, porządków w domu, zapisków, rodzą się nowe marzenia i cele. Oprócz tego gorący okres przygotowania do szkoły, córcia idzie do 1 klasy hihi
To zdjęcia z wczorajszej sesji na lotnisku poradzieckim ... Pozdrawiam odwiedzających Houk !
piątek, 5 sierpnia 2011
Dla Beaty i Wojciecha
Dla Beaty i Wojciecha.
W Dniu Ślubu !
Na pamiątkę...
Jutro wystąpienie w roli gościa-fotografa,
nie wiem jak dałam się w to wciągnąć...
zazwyczaj odmawiałam chyba ze strachu,,,
nie wiem czy fajnie jest biegać za szczęśliwymi ludźmi ...
może i fajnie, ale dobre foty się same nie zrobią ...
Wszystkiego dobrego !
Niech żyją Młodzi !Houk !
środa, 3 sierpnia 2011
Podziekowanie ....
Wystawa ...wystawa i po Wystawie ....
Jako, że nie mogłam się dogadać z tutejszym Domem Kultury wyszła mi na przeciw Biblioteka Miejska w Szprotawie...nic wielkiego ale zawsze coś ...
Wystawę można było oglądać w dniach 01.06.2011 - 01.07.2011. Podobno cieszyła się zainteresowaniem hihi ....a ja dziękuję organizatorce Pani Julicie :) Pozdrawiam
wtorek, 2 sierpnia 2011
Samotność
O samotności nie mówi się głośno. O niej mówi się tylko w myślach i tylko w ukryciu, bo każda samotność jest inna i inaczej smakuje. Przemilcza się ją kiedy się jest pytanym smętnie odwracając wzrok, strzepując z rękawa jak natrętną muchę. Uciekając by za moment pozwolić jej wrócić. Uchylasz drzwi, znów wpuszczasz wraz z chłodnym powietrzem , więc powraca, zawsze jest twoim cieniem i dopada cię w najmniej spodziewanym momencie. Zadaje ciosy.
O samotności mówi się nie wiele. Wstydzimy się jej, nie jesteśmy wtedy ani super ani trendy. A co z tymi, którzy wcale nie chcą być trendy, ani tu ani teraz, którzy tylko poszukują swojej drugiej połówki. Im więcej poszukują tym bardziej czują się samotni nie rozumieją, ze to jeszcze nie jest ich czas. Ze jeszcze nie teraz. Jeszcze trzeba zaczekać. Tylko cierpliwości potrzeba nie bajora rozpaczy i wpadania w jeszcze większe poczucie winy i w jeszcze większą samotność . Nie potrzebne są tu łzy tylko czas …. Przecież nic nie można robić na sile. Tak nie wolno. Ale ona nie rozumiała znaczenia tego słowa, po prostu nie chciała być sama i już, bo to bolało. Wiec szalenie się zakochała, bo tylko on umiał uchylić jej nieba, pokazać ja światu tylko on rozumiał i spijał z niej cały ten ból. A ona już taka była z tą swoją wrażliwością co zabija i rani. Ktoś inny by powiedział - Samobójczyni ona tylko się bezgranicznie zadurzyła. Bezgranicznie zaufała, raz kozie śmierć.
Teraz po latach, kiedy zasypiali odwróceni do siebie plecami, ten mur milczenia , który wyrósł między nimi jest nie do pokonania, oni nie chcą o tym już rozmawiać , o tym co było kiedyś, co już minęło i nie ma szansy na powrót. Kiedyś sądziła, że będą już na zawsze razem i zawsze tak bardzo blisko tak jak wtedy w tym pierwszym ich ubogim mieszkanku, które wynajmowali gdzieś na parterze. Przestała wypłakiwać sobie oczy. Po prostu odchodzi każdego dnia i czeka kiedy odejdzie naprawdę. Bo Zycie wciąż ich zmienia, świat się zmienia. Rozstania już teraz są na porządku dziennym, ten odszedł do tamtej, tamta do innego, każdy radzi sobie jak umie. Ale ona tak nie potrafiła. Nie chciała ! I tkwiła w tej swojej skorupie skrywając się w niej każdego dnia coraz bardziej. Ktoś inny pomyślałby, ze jest jej tak z tym dobrze. Ze ma święty spokój i nie musi o niego już dbać tak jak kiedyś, ani o siebie. Po co patrzeć w lustro ? Każdy dzień jest taki sam. Tak samo smakuje tylko zmieniają się pory roku. Dziś opadną liście, jutro spadnie śnieg, pojutrze zakwitną kasztany. Nic się nie zmienia. Wszystko jest przewidywalne. On jest przewidywalny, bo wiesz, ze już niczym nie potrafi cie zaskoczyć. Znasz ten dotyk na pamięć. Nie ma w tym nic romantycznego. Razem a jednak osobno. Próbujesz sięgać pamięcią i przywołać te dobre chwile, upojne. Nic, pustka tylko łzy cisną się do oczu. Któregoś dnia przyjdzie z pracy, znajomo zrzuci buty i niepewnie rzuci w jej stronę. Ze odchodzi, bo ma tego dosyć. Ze to nie życie, ze on już nie może tak dłużej. Ze czuje się przy niej samotny. Ze nic już ich nie łączy, bo nawet dziecka nie mają i mieć już nie będą . Ze kogoś poznał, ze pokochał. I zapadnie długa bezgraniczna cisza. Nie chcę na ciebie patrzeć! Wynoś się tylko rzuci w jego stronę. Ona wie, ze jeszcze tego samego dnia się wyprowadzi do niej. Wtedy poczuje samotność dogłębną, ta która wgryza się w umysł, która poraża, obezwładnia, nie możesz zrobić nic. Po prostu nic, ale ty musisz nadal żyć, na przekór światu. Na przekór wszystkiemu by zamknąć się jeszcze szczelniej w swojej skorupie, nie próbując nawet szukać kogoś innego. By to przeżyć, poznać siebie, przeboleć, przepłakać, przespać , odbić ć się od dna. Jeszcze nie wie kiedy, ale rozbłyśnie światełko w tunelu. Jeszcze nie wie kiedy ale narodzą się nowe marzenia, pojawią się inne twarze w jej życiu. Jeszcze tego nie wie, ale wszystko zobaczy w innym świetle i zrozumie, ze samotność to nie tylko ból, ze jest częścią niej samej nierozłączna, ze potrafi być nie tylko cierpieniem, ale i błogosławieństwem. Ze należy się z nią oswoić, nawet polubić tylko w ten sposób można przeżyć….
poniedziałek, 1 sierpnia 2011
Motyle zycie (fragment )
"Motyle życie" (fragment)
JAKUB
Opadł z ulgą na łóżko w pracowni nie zapalając światła, było kilkanaście minut po północy. Siedząc z nią w pokoju poczuł zmęczenie, miał wrażenie, że uszło z niego życie, jak powietrze z dmuchanego pajacyka. Siedzieli tak w półmroku, on dolewał im wina. Patrzyła chciwie jak spokojnie jego palce zaciskają się na poręczy fotela. Na jego skronie. Chłonęła każde słowo czytając mu z ust, bo i tak przecież nie rozumiała o co znów ją pyta. A on pytał, o miejsce urodzenia i ostatnie spędzone wakacje, o matkę, siostrę czy taką ma, o tytuł ostatnio przeczytanej książki i czy lubi gotować, podróżować, kiedy ostatni raz była na seansie w kinie i w kościele. Opowiadała spokojnie, by za chwilę już nie pamiętać, ile w tym co mówiła było prawdy, a ile kłamstwa. Bo przecież do kościoła nie chodzi i do kina, ale chętnie chodzi na cmentarze, przechadza się po nich oglądając zdjęcia zmarłych na nagrobkach, paląc znicze i papierosy wymawia zaklęcia i prosi o wieczny odpoczynek dla nich.
Potem ona pytała jego i czekała, aż on da jej do zrozumienia, że przekracza wszelkie granice. Ale nie dawał. Więc pytała coraz śmielej o pobyty na biegunie i o stary młyn, w którym mieszkał, o rodzinę, o kobiety w jego życiu i czy malował ich akty. I czy sprawiało mu to przyjemność?
I tym razem to ona przewiercała jego na wylot. Ciemny sweter z przydługimi rękawami, które opadały mu na dłonie kiedy wstawał i szare schodzone jeansy. Brązowe kapcie. Patrzyła na jego włosy. Od czasu do czasu dotykał ich.
Zastanawiała się czy tak jak ona w zamyśleniu ma zwyczaj bawić się ich końcówkami i kiedy ostatni raz był u fryzjera. A może to ona powinna mu je podciąć?
W pewnej chwili nachyliła się nad nim dotykając jego głowy.
Nie był zaskoczony. Czuł jak jego włosy przesypują się przez jej palce, jak sypki piasek na plaży...,powoli, powoli. Jak mierzwi je, jak dotyka, gładzi, muska ustami i sprawdza ich gęstość rozgniatając w swoich szczupłych palcach jak proszek. Każdy włos z osobna. A ona tylko chciała smakować go i poznawać. Uczyć się go powoli jak układu okresowego pierwiastków stopniowo każdego dnia dowiadując się o nim nowych rzeczy.Wiesz Jakub podetnę ci je -powiedziała z uśmiechem.
I opowiedział jej, że stacja badawcza to jego drugie życie. Albo pierwsze. Odwracając kolejność, bo przecież po za biegunem ma jeszcze swój młyn w otulinie, swoje obrazy, książki i brata. Że pracuje dla Polskiego Instytutu Polarnego, zbiera dane, które pomagają badać globalne ocieplenie. Że przygotowuje się do kolejnej wyprawy, a trasa będzie biegła od Rosyjskiego przylądka Arkticzeskij do wyspy Ward Hunt w Kanadzie, przez Biegun północny. Że planuje wyruszyć w połowie marca przyszłego roku, aby zdążyć przed nocą polarną i, że zbiera jeszcze fundusze na tą wyprawę.
O Martynie mówił niewiele.
Pierwszy raz zobaczył ją na zajęciach. Była jakby z innego świata, z innej bajki. Pamiętał. Deszczowy poniedziałek, od rana lało jak z cebra i ciężkie chmury wisiały tego dnia nad Krakowem. On był wtedy na drugim roku, otwarty na wszystko i pełen nadziei. Nieśmiało weszła do sali, w którym uczyli się rysunku. Wysoka, bardzo szczupła, mokre od deszczu włosy, stopy w przemoczonych butach na płaskim obcasie z wężowej skórki, nie pasujące do pogody.
Przecież był październik, a ona w letnich butach. Odgarniała co chwilę włosy. Były długie, poskręcane, zniewalające.
Nie mógł oderwać oczu. Jak szczeniak.
Usiadła na stole, wcześniej zdejmując przemoczone pantofle, czarne pończochy i pas wraz z ubraniem. Była piękna.
I wcale nie czuła się taka naga, z tym swoim nieprzeniknionym, zwierzęcym wyrazem twarzy. Nikt nie wiedział co czuła. Nikt nie chciał się nawet tego domyślać. Czy było jej wstyd? Czy było jej zimno? Na jej ciele był brak gęsiej skórki. Siadła twarzą do studentów podkurczając nogi, jedną ręką opierając się o blat stołu i przenosząc na nią swój ciężar . Ciężkie od deszczu włosy opadły na lewą pierś, a po niej strużką spływały krople. Przyglądał się tym spadającym kroplom oczarowany licząc je. Jedna, druga, czwarta , piąta..., nie mógł oderwać wzroku, przewiercając jej twarz i kruche piersi na wylot.
Pamiętał, że mógł je obie schować w swoich dłoniach. Były tak małe. Z brodawkami jak ciemne punkciki na białym tle. Lubił tak zasypiać z dłońmi na jej piersiach, co chwila pocierając jej sutki wewnętrzną stroną kciuka. Specjalnie to robił by wydobyć z niej cichy pomruk, przy tym czule całując ją w czoło co ogromnie ją zawsze bawiło.
Kojarzyło jej się to z ojcowskim pocałunkiem, a przecież była od niego starsza. Była dla niego jak siostra.
Pozowała im często na zajęciach, taka zamknięta w sobie, bez uśmiechu, taka mroczna. Ze swoją bladością, splątanymi włosami i mocnym makijażem wyglądała jak Amy Lee. Pojawiała się i znikała. Mało kto ją znał i też nikt nie wiedział skąd pochodzi. Jakub też nie, bo ona niechętnie mówiła o sobie. Po co? Przychodziła, rozbierała się i wychodziła. Zawsze była taka zamknięta, od samego początku. Jego doprowadzało to do obłędu. Do rozpaczy.
Tamtego dnia wystarczyło, że na nią spojrzał i wiedział, że chce odejść. Że odchodzi..., naprawdę .
Bo tak na serio nigdy nie była jego i nigdy nie miał takiego poczucia, że jest z nią. A ona, że jest z nim.
Co z tego, że z nim sypiała? I tak nie wiedział co ona do niego czuje. A on wszystko już robił z myślą o niej. I z myślą o niej kupił też młyn. Dla niej zdobywał płyty i filmy. Malował, biegał z nią na wystawy fotografii, malarstwa.
Do teatru. Do lekarzy . Dla niej też gotował i dbał o swoją kondycję. I zanim kupił cokolwiek, czy miał być to nowy zapach do łazienki czy kolor koszuli, zawsze pytał się o jej zdanie. Zatracał się w tym zupełnie. Martyna! Martyna! Powoli przestawał być sobą .
Teraz nie pamiętał już czy płakał po jej wyjściu czy dopiero zanim wyszła, tak cicho w tych letnich pantoflach z wężowej skórki, które nosiła . Który to był rok?
Kiedy odeszła wszystko uległo zmianie .
Muzyka. Smak potraw. Pory roku .Nic nie cieszyło .
Dopiero na biegunie odetchnął, z ulgą wyrzucając z siebie tą miłość. Pozbywając się jej jak ciężkiego balastu . Tam nie tylko mróz hartuje ciała .
Również umysł.. Emocje . Pragnienia .
Tam poczuł się wolny .
Subskrybuj:
Posty (Atom)