środa, 5 września 2012
Mezalians ?
Babcię moją zapamiętałam jako osobę bardzo pracowitą, ciepłą, a zarazem tak hardą, że wydawało mi się czasem, że nic nie jest w stanie ją złamać. Naprawdę była silna, albo może mi jako dziecku się tak tylko wydawało. Czasem sobie myślałam: "No, tak góralska krew", bo urodziła się nad Dunajcem. Życie ją nie oszczędzało, jako mała dziewczynka w wieku sześciu lat musiała iść z rodzinnego domu na służbę do gospodarzy, pracowała tam ciężko jako pomoc do dzieci, sprzątając dom i pracując w gospodarstwie. Skończyła tylko 3 klasy podstawowe, nie umiała jeździć na rowerze ani pływać, z życia poznała tylko ciężki smak pracy. A potem wybuchła wojna i wysłano ją na przymusowe roboty do Niemiec. Kiedyś o tym wspominałam, że po skończonej wojnie wróciła w góry, do rodzinnego domu, ale w "chałupie" bieda była i za chlebem jak wielu innych przesiedleńców wraz z moją prababką Anną i siostrami przeniosła się na Zachód i tutaj pozostała do śmierci. Ale tęsknota za górami nie pozwoliła jej być szczęśliwa. Nie miała też dobrego małżeństwa, samotnie wychowywała dwoje synów. Kiedy miałam jakieś 17 lat i przeżywałam swoje pierwsze miłości opowiedziała mi, że zanim wyjechała na Zachód miała w swoich stronach, Kluszkowce-Mizerna chłopaka, którego bardzo kochała, ale mój pradziadek Mikołaj nie pozwolił im być z sobą i się ożenić. Z tego względu, że była skrytą osobą, ja nie chcąc robić jej przykrość nigdy nie ciągnęłam tego tematu. Mówiła tylko, ze chłopak przychodził do jej ojca prosić o nią, chcąc się przypodobać mojemu pradziadkowi czyścił mu buty i skórę. Na próżno były jego starania. Moja babcia z wiekiem częściej wspominała nie tylko góry, wioskę, dzieciństwo, ale Stanisława, którego bardzo kochała i z pewnością mogę powiedzieć, że na pewno darzyła go swoim uczuciem do śmierci i po tylu latach wciąż go wspominała.Tyle o tej nieszczęśliwej miłości wiedziałam. Niedawno byłam w gościach u rodziny i poznałam tam kobietę, która też przesiedliła się z gór na Zachód i jak potem wynikło w trakcie naszej rozmowy, że urodziła się też w Kluszkowcach gdzie mieszka część mojej rodziny. Kobieta ta miała ciekawy temperament, bardzo energiczna, rozmowna, wesoła. Charakteryzowała się czarnymi, gęstymi, kręconymi włosami, powiedziałabym, że jak "u barana", zupełnie nie pasująca do naszych kobiet o jasnych karnacjach i spokojnym usposobieniu. W którymś momencie zapytała się kim jestem i wspomniała, ze kiedyś u mojej ciotki miała okazję poznać moją babcię Agnieszkę. I jakoś tak w trakcie rozmowy wyszło, że jej ojca brat to był ten chłopak mojej babci z rodzinnej wioski, którego tak kochała. I zaczęłam drążyć temat, jak to było, że rodzina nie pozwoliła im być z sobą. Kobieta była chętna do rozmowy i opowiedziała mi, że Stanisław również bardzo kochał moją babcię, że to była tak wielka miłość, że w tej wiosce nie było drugiej takiej. Że owszem ożenił się tam w górach, z imienniczką mojej babci, ale wciąż o niej myślał kiedy tamta wyjechała na Zachód. Więc nie rozumiejąc sytuacji, bo przecież się kochali drążyłam temat, dlaczego i dlaczego? I powiedziała mi, że to był jakby mezalians, bo w jej rodzinę mało kto mógł się wżenić. Że dawniej po zakończeniu I wojny światowej Zamek w Niedzicy znalazł się na terytorium Polski, zmienił się też jego właściciel, a książę Węgier, który wcześniej był tam właścicielem zmuszony był uciekać z zamku. Ukrył się on na terytoriach Sióstr Klarysek, jak powiedziała "teren był to przestrzenny i łatwo można było zapaść się jak kamfora". W kartach historii pisze, że ślad po Węgierskim Księciu zaginął, ale jak się okazało jest on przodkiem kobiety gór. Stąd te nasze czarne, kręcone włosy, zaśmiała się. Opowiadała, ze oni zawsze byli traktowani inaczej przez górskie społeczeństwo, kobiety z wioski mówiły do niej " Moja księżniczko" i wszyscy chcieli się z nią zadawać i być blisko ich rodziny. Pierwsza wersja to jest taka, ze pochodzenie było powodem rozstania tych dwóch zakochanych, druga nieoficjalna, że mogli być też w jakiś sposób spokrewnieni co też było tajemnicą, bo jak to dawniej było wszyscy we wsi to jakaś rodzina, ten chodził po sąsiedzku do tej, ten do tamtej i żeby uniknąć hemofilii to nie pozwolili się żenić i mieć wspólnych dzieci. Nieoficjalnie zresztą. Pan Stanisław już nie żyje od kilku lat, moja babcia od 9, wraz z jej śmiercią dramatycznie skończył się jakiś etap w moim życiu. Ale pielęgnuję w sobie jej historie z dzieciństwa, o górach, oglądam stare fotografie i czasem myślę, ze chciałabym osiąść w tamtych stronach. Z pewnością jestem do niej podobna, wychowując mnie przekazała mi część siebie, czasem myślę, ze też powielam jej błędy, ja również zostałam samotną matką z dwójką dzieci. Taka karma. Nie wiem czy moja babcia była szczęśliwa tu na Zachodzie, wydaje mi się, że nie. Ciężko pracowała, poza tym mój ojciec przysporzył jej tyle problemów, że można byłoby obdarować nimi dziesiątki innych ludzi. Tylko pozostaje mi snuć w swojej głowie domysły i obrazki, jakby potoczyłoby się jej życie, gdyby pozwolono jej być ze swoim Stanisławem ...
To tyle na dzisiaj. Zdjęcia załączając do tematu z mojego ostatniego wypadu w góry...dziękuję za uwagę.Cieszę się, że jesteście. Miłego dnia. Houk !
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękne zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńHmmm... Jak to się plączą nasze losy, naszych dziadków, pradziadków... W tym roku udało mi się spędzić kilka dni wakacyjnego wypadu właśnie w Czorsztynie. Cudne rejony :-)
Pozdrawiam serdecznie.
pięknie i tak czule opowiedziałaś tą historię :) Czasem jak pociągnę moją prababcię za język to tak myślę, że było strasznie kiedyś... i tak smutno! aż trudno mi sobie wyobrazić, że ludzie tak żyli i się na to godzili. Niemniej takie historie rodzinne są czarujące. Trzeba opowiadać!!:) Pozdrawiam z gór:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z zapartym tchem, historie miłosne naszych przodków, szczególnie te niespełnione są niesamowicie intrygujące... buziak, a fotki cudne
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze, dziewczyny jesteście kochane. Ja właśnie uświadomiłam sobie jak wiele o mojej babci nie wiedziałam, wspominając jej życie i wiedząc jak miała ciężko, nawet nie chcę wiedzieć co wtedy czuła, ale wtedy były koszmarne czasy nikt nikogo nie pytał czy tak chcesz czy nie, od dzieci wymagano posłuszeństwa, poza tym było biednie i wszyscy musieli ciężko pracować. Ale takie historie należy pamiętać, najfajniejsze jest to, ze są prawdziwe.
OdpowiedzUsuńGhia przeczytałam tą historię z zapartym tchem, tak pięknie wszystko opisałaś. Kiedyś dzieci musiały tak ciężko pracować i klepały biedę a my obecnie ciągle na coś narzekamy...
OdpowiedzUsuńCo do babci i Stanisława to szkoda,że nie uciekli razem...może wtedy byliby naprawdę szczęśliwi?
Kasiu ja bym tam nawiała, ale to były zupełnie inne czasy. Zastanowił mnie też fakt, że on nie wyruszył za nią na tutaj na Zachód...
OdpowiedzUsuńNo właśnie to jest zastanawiające dlaczego nie pojechał za nią ale kiedyś byli inni ludzie (mniej odważni) pewnie myslał,że ona go nie chce i uciekła od niego:((
OdpowiedzUsuńJa myślę, ze tam duży nacisk był tych dwóch rodzin. Kiedyś co ojciec, matka, powiedział ksiądz i nauczyciel to było święte, nikt nie miał odwagi się sprzeciwiać poza tym albo była jeszcze wojna, albo po wojnie gdzie czasy niepewne i bieda, nie było samochodów, telefonów, jak człowiek miał buty na nogach to już było coś, bardzo dużo górali uciekło do Ameryki, a jak ktoś był biedny to nie mógł już się żenić, na księdza poszedł tylko ten który był z bogatej rodziny. Tak na marginesie moja ciotka w tej wiosce zaszła w ciąże, jak była panienką i chłopak się z nią nie ożenił, bo nie miała krowy. Moja babcia zawsze mówiła :"ja bym jej tą krowę dała gdyby mogła być tylko szczęśliwą" ale to były zupełnie inne czasy, teraz młodzi nie doceniają tego co mają, myślą, że wszystko im się od rodziców należy, kiedyś dziecko nie usiadło przy stole jak ojciec nie zezwolił i zanim poszło do szkoły musiało o świcie krowy gnać, tak było, ale i szacunek był do rodziców i starszych, oj odbiegłam od tematu i to bardzo, mam nadzieję, ze jeszcze będę mogła Wam dużo poopowiadać ...
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńWspaniale opisałaś rodzinną historię. Szkoda, że tak mało dowiadujemy się o podobnych sprawach od swojej własnej rodziny. Moja Babcia nie jest zupełnie skora do wspomnień, nawet moi Rodzice nie bardzo opowiadają o przeszłości, a to bardzo ciekawe, bo, jak napisałaś, to były zupełnie inne czasy. Ja też dorastałam w innych czasach niż moje Dziewczynki-stan wojenny i te sprawy. Staram się Im mówić o tym jak najwięcej, bo może to spowoduje, że będą doceniały to, co mają.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Moniko ja też jestem zdania, ze należy dzieciom opowiadać,ja w moich dzieciach staram się bynajmniej zakorzeniać, żeby nigdy nie zapominali skąd pochodzą i utożsamiam ich z miejscem urodzenia, po części mi się udało, bo syn zaczął się interesować historią naszego miasta, archeologią i uczęszcza wiernie do tutejszego Muzeum na spotkania.
UsuńPiękna historia, dobrze, że ją poznałaś i ujrzała "światło dzienne" w szerokim zakresie.
OdpowiedzUsuńdzieki ze sie podzielilas historia
OdpowiedzUsuńmoje babcie (jedna juz nie zyje) nie bardzo chcialy sie dzielic historiami, ja jako dzieciak nie mialam do tego glowy zeby dociekac a teraz zal, bo i moi rodzice znaja tylko niewielka czesc historii rodzinnych
wielka szkoda