niedziela, 16 października 2011

Jestem ....
























I znów się nie popisałam, jak to ja ...wstałam rano, wyjrzałam przez okno, pogoda cudna, pomyślałam, ze to może ostatnie słońce w tym roku zanim całkiem opadną liście i nastanie szarzyzna... więc spontanicznie pobiegłam do komórki na strych po rower, myślę sobie skoczę do lasu na Stawy porobić zdjęcia, a przy okazji odetchnąć i się wyciszyć. Poza tym ja uwielbiam się tak zmęczyć ....tyle, że nie przewidziałam, ze mało powietrza w rowerze, mimo to wyjechałam, ale następną godzinę zmarnowałam na szukanie pompki do roweru u znajomych ale, takiej do motoru i nikt nie miał niestety i ze zwieszoną głową wracałam domu. I w tamtym momencie pomyślałam sobie, ze mam nie równo pod sufitem chyba, ludzie do kościoła na mszę biegną, w swoich kuchniach gotują rosół a ja pcham ten durny rower, tyle, że mój Bóg mieszka w lesie, w słońcu, w podmuchach wiatru, w każdym szeleszczącym liście. Tęsknię za nim co nie znaczy, że do kościoła nie chodzę tym bardziej, ze wiem, że w najbliższych tygodniach już się nigdzie nie ruszę, bo praca, długi remont łazienki i szkoła dzieciaków...dla pocieszenia pomyślałam o swoim pomyśle, zaczynam pisać konspekt na powieść...zobaczymy czy wytrwam w postanowieniu :)
To zdjęcia z ostatniej mojej wyprawy w poszukiwaniu jesieni w Parku Słowiańskim i nad Starorzeczem Bobru. Kiedyś płynęła tam rzeka ...kraina bobra. No więc wróciłam do swojej kuchni też gotować obiad. W drodze powrotnej widziałam sznur dzikich gęsi. Lecą nad Wartę ....

2 komentarze:

  1. Pięknie chwyciłaś jesień w kadrze! Trzymam kciuki i czekam na pierwsze wydanie Twojej powieści:D Pozdrawiam ciepło:*

    OdpowiedzUsuń