wtorek, 22 lutego 2011

Ostatnia wyprawa ...










Witajcie...jest mi bardzo miło, bo się okazuje, że jednak...
Jednak ktoś czyta to co ja tu ba zgram w pośpiechu. Dziękuję
wszystkim za zainteresowanie i komentarze. Faktycznie szydełko jest moją
wielką miłością, uspakaja i koi mnie, jednak przed szydełkiem skradła mi serce fotografia. To ona napędza mnie wciąż. Przedstawiam wam zdjęcia z mojej ostatniej wyprawy z początkiem października. Obecnie nie jeżdżę na plenery z powodu zdrowotnych każde przemarznięcie nóg kończy się u mnie tragicznie. Więc nie pozostaje mi nic innego tylko czekać na wczesną wiosnę. Tamtego ostatniego świtu było prze cudownie. Mówi się o pięknie zachodzącego słońca jednak proszę wybrać się na wschód słońca kiedy to z gęstego mroku ono nagle wyskakuje i jest wtedy takie piękne magiczne światło. Widać opadająca mgłę, dzień się budzi. To cud niczym narodziny dziecka, pierwszy krzyk i oddech. To trzeba przeżyć po prostu. I kiedy wracam z pełną kartą zdjęć, jestem taka naładowana energią, ze mogę góry przenosić. I to nic, że siedzisz w mokrych krzakach i marzniesz jeszcze w gęstej nocy. To się naprawdę wtedy nie liczy...liczy się tylko ta chwila. Pozdrawiam wszystkie szalone kobiety...i oczywiście te szydełkujące ...

2 komentarze: