niedziela, 15 maja 2011

Moj portret wlasny ...

MACIEJKA

Był czas, że nie lubiła siebie. Teraz chyba nie lubi ludzi, może tyle co nie lubi, ale unika ich. Nie chce patrzeć im w oczy, bo to nic nie daje . Ona przestała być już biednym, zaszczutym zwierzątkiem, nachylonym nad własnym grobem uprzedzeń i nie do wierzeń, że nic dobrego w życiu już ją nie spotka. Miłość? Jaka tam miłość? Św. Judo oszukałeś mnie ! Przestała już wciskać z całej siły zdrętwiałe kolana w zimną kościelną posadzkę , modląc się żarliwie. Każda modlitwa, każdy żarliwy różaniec, każda prośba kończyła się dla niej płaczem. Więc po?
Mimo wszystko kochała nadal….
Troszczyła się o niego bardzo , nawet więcej. Obsługiwała biegiem z kuchni do pokoju, z pokoju do kuchni. Pieczony kurczak, puree, surówka z pory, sztućce, ściereczka do rąk, kompot wszystko idealne, pachnące, wprost wyśmienite. A na deser czekolada domowej roboty. A wszystko to z miłości, w oczekiwaniu między jedną ciążą a drugą. W oczekiwaniu kiedy powróci z tej swojej Austrii, do niej…i kiedy znów wyjedzie, by znów dalej czekać…czekać na telefon, na cud, orgazm i kolejne dziecko. I czekała, że spojrzy na nią znów tak jak kiedyś, tak z uwielbieniem, że doceni dwie ciąże i dwa porody, doceni jej troskę, jej wewnętrzne piękno, jej siłę i odwagę…wrażliwość. Że zabierze w tamto miejsce co kiedyś, tylko, że tam żurawi już nie ma. Mimo to była mu wdzięczna, że wyciągnął ją z „ławki”. I z tej chyba wdzięczności pozwalała mu na wszystko. Na ból psychiczny i fizyczny… Im więcej się starała, tym bardziej ją lekceważył…gardził nią, powoli zabijając w niej marzenia…ona nie miała prawa już marzyć. Nigdy !
A potem trach !
Stało się. i dostała skrzydeł. Ktoś inny by powiedział, że rójki. Uciekła, z innym czy do innego. Jak kto woli.
Miała zamiar być szczęśliwa.
A szczęście spełzło na niczym.
I zaczął się nowy etap, pewien cykl powrotów w te same miejsca, do tych samych ludzi. Musiała być twarda, nawet wtedy kiedy kromkę chleba dzieliła na czworo. Jeszcze przez jakiś czas wierzyła, że będzie szansa do niego wrócić, bo wydawało jej się, że tylko w tym mieście portowym umie być szczęśliwa. I tylko z nim. „Po co rozdrapywać stare rany i się zadręczać?” – usłyszała. Była wstrząśnięta.
Zaczęła nienawidzić. A potem nastąpiła cisza. Milczała w środku jak zaklęta. Każda rozmowa była dobrze napisanym scenariuszem. Noga na nogę, proste plecy, idealny uśmiech. Wyglądała dobrze, przybrała na wadze, więc każdy sądził, że jest jej dobrze. Że sobie radzi doskonale.
Mieszkanie dzielił wspólnie z żoną. Nie dopuszczała do siebie tej myśli, udawała, że wszystko jest w porządku, że to się kiedyś zmieni. Zbudowała sobie swój świat złudzeń. Fałszywy świat iluzji. Że kiedyś będą razem w tym starym domku po dziadkach nad jeziorem, tylko musi być cierpliwa jeszcze trochę….Wierzyła, ze wokół posieją maciejkę, jej zapach będą wdychać wieczorami. Słoneczniki. Będą chodzić do lasu, czytać na głos, dzielić się sobą, budować swój świat oparty na bezpieczeństwie, zaufaniu i miłości. Dla niego chciała wiedzieć wszystko o samochodowych silnikach, o polskim kinie. Dla niego miała pleść wianki we włosach, biegać z wykrywaczem po polach i lasach, bo przecież oboje byli poszukiwaczami…dla niego budzić się rano i oddychać, kochać podczas jazdy i kiedy śnieg zasypie drogi w ich kuchni na stole…, dla niego, dla niego…. I znów zaczynała popełniać ten sam błąd. Wszystko miało być dla niego. Zatracała się w tym nie zostawiając nic dla siebie …

- Przyjedziesz ?
- Wiesz, że nie mogę. Poza tym… syn.
- Tak. Syn. Jak on się czuje ?

Wyjazd ocalił ją od środka. Ocalił jej bardzo skomplikowany i wrażliwy umysł jaki posiadała, wszystko nagle zaczęło sprawiać jej przyjemność. Palenie papierosów też. Wszystko było muzyką, poezją, nawet zwykłe „kurwa” było jak zbawienie. Było jak powrót do domu, po długim leczeniu w jakimś podłym sanatorium. Jak całonocne kochanie się pełne ulgi po wielu miesiącach postu. „Wciąż bawisz się silikonem?”- wierciły ją jego słowa, a jednak było jej z tym dobrze.
Więc zaczęła robić zdjęcia. Ludziom, domom, ptakom na niebie, dzieciom, kwiatom…zaczęła inaczej patrzeć, wszystko było pięknem. I Bywać w kawiarenkach. Poszukiwać…
Kończyła powieść, w głowie zaczynała pisać nową. Tętniła życiem. Wprost żyła.
Usiadła na trzecim schodku, patrzyła przed siebie, poczuła ten błogi spokój, a po chwili przyszedł ten lęk, jak kubeł zimnej wody na rozgrzane mocno ciało. Przeczucie. Usiadła sztywno i przymrużyła oczy, może się jeszcze myli, może to nie on. Może to nie ta, tak bardzo znana sylwetka, może to postać z innej bajki.
Zbliżał się w jej stronę, usłyszała swój jęk. Nie…
W ręku niósł walizkę, oznaczało to, że przyjechał na dłużej. Do niej? Za nią? Po co? Dlaczego? Stanął nad nią, rzucając cień na jej twarz. Patrzyli na siebie przez chwilę. Już za późno…
- Ty ?- usłyszała swój głos.
- Ja.
- Po co ?
- Wiesz przecież . Zostanę jeśli pozwolisz…

Długie milczenie. Nie pozwoliła. Zmusiła się, żeby wstać.
- Muszę już iść…. ktoś czeka na mnie, wiesz…. - powiedziała sucho, popatrzyła mu w oczy i pomyślała z miłością o swoim psie.

2005r.



















Ostatnio w nie najlepszym nastroju, trochę smutna ... zajęta szydełkiem i decupage, ale już wiem czego mi brakuje, koniecznie w samotności na zdjęcia... o świcie, by poczuć ten lęk i pragnienie, podekscytowanie, by poczuć tą samotność, może Boga kiedy budzi się dzień... tak długo sama, ze obecnie brakuje mi tak zwanego św. spokoju, zbyt dużo się dzieje jak dla mnie, córka staje się nie-do-zniesienia... ze swoimi humorami, chwilami chcę na bezludną wyspę, tysiące spraw, drobiazgów, pierdol...czy ja muszę się tym wszystkim przejmować ??? Chciałabym spakować plecak, wziaśc aparat i przed siebie..a w zamian idę farbować włosy i lepić dzieciom kopytka :))))











W CZEPKU URODZONA


nigdy już nie wątpić
często bywa że zawodzi
w najmniej odpowiednim momencie
tak zwane „szczęście moje”

do gier liczbowych
na widok kominiarza
dziecinnie chwytam plastikowy guzik
szczęście do mężczyzn urodzonych
pod znakiem strzelca

szaroocy zbuntowani koniecznie
w ciepłych marynarkach
tajemniczy kilkudniowy wzruszający zarost
na ten widok robi mi się gorąco
szczęście do zwierząt ręka do kwiatów
lubię koty

szczęście mieć fory niski cholesterol znać dietę „cud” i nie oszaleć
szczęście do ludzi ludzkich
dobrych chwil udanego seksu dwa złote cygance
też na szczęście

tak bez wstydu spojrzeń - móc być sobą dziś
wczoraj zwolnili mnie z pracy
a dziś zwalniam „szczęście”
do odwołania bez orzekania o winie




* * *

znów ptaki szykują się do lotu
w miejsce odległe buduję szałas
kiedyś miałam dom

chcą zapomnieć zawsze odchodzę
pierwsza liżę rany pod ich
podciętymi skrzydłami

ten złodziej zdjęć nocnych
założył nadajnik ich skrzydłom
moim stopom kolekcjonował moje orgazmy

karmił się moimi myślami
ciesz się tym – mówił
tropił moje sny

wiję nowe gniazdo buduje szałas
biegnę zapominam z ciepłych dłoni
tkam nowe fotografie

29.11.09



WIOSŁO
„Noc; przywracam siebie
ruchom ciepłych rąk, brnę
korytem wygasłej rzeki
ja; dwudziestoletnie wiosło „
Rafał Brasse

zmierzch modlitwom
roślinom strzępom
biegnę po stronie rzeki
układam ciało poddane wodzie
drewno co brnie korytem

widzę płyniesz w tym gęstym mroku
w kierunku kiedyś bliskiego lądu
chłodne zanurzasz ramiona
ciemne włosy twoimi płetwami

więc woda krótkim snem
ledwie zamykam oczy świta
moje sny są wciąż skupiskiem
zdjęć kamieni słów westchnień

woda samotnością nocy
czas równowagi pomiędzy
moja pamięcią a twoim
zapomnieniem
dalej zanurzam ruchem swobodnym
wiotkie nadgarstki biodra
kształt i odcień zmarzniętej piersi
przeszywasz ją swoimi ustami na wskroś

2005 r.









To jest mój sen ten sen przeraża mnie
W pokoju bez ścian zamykam się
Nie ma nic nie ma mnie niby bezpiecznie
Ale wcale nie jest dobrze w moim śnie

To jest mój sen ten sen zawstydza mnie
Zachłanna i zła wciąż więcej chcę
Nie ma nic nie ma mnie niby cudownie
Ale wcale nie jest dobrze w moim śnie

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie
Budzi mnie blask gorących dni
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

Nie ma nic nie ma mnie niby bezpiecznie
Ale wcale nie jest dobrze w moim... śnie

Budzi mnie wiatr - wiatr niesie strach
Budzi mnie deszcz - deszcz tuli mnie
Budzi mnie blask gorących dni
Budzi mnie krzyk - czy wciąż się śni?

"Sen" Edyta Bartosiewicz

http://www.youtube.com/watch?v=toE0B-1WAVg

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że zaczęłaś już pisać książkę??? Czytam Ciebie z zapartym tchem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi się podoba Twój tekst!! aż człowiekowi jakoś raźniej ze świadomością, że nie tylko on ma czasem takie chwile, że "nawet zwykłe <> jest jak zbawienie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. yy tam było "kurwa" i znikło ;o ;)

    OdpowiedzUsuń