sobota, 23 lipca 2011
Wszystko trzeba przezyć
Już taka była jak rozpędzony pociąg nad przepaścią i ciężko było ją zatrzymać przy sobie na chwile. Albo na zawsze. O tym nie mogło być nawet mowy, ona nie chciała już nigdy więcej do nikogo należeć. Ani jej ciało, ani umysł, ani dusza. Wiedziała, ze to nie jest dobre ani dla niej samej ani dla mężczyzn, którzy próbowali zatrzymać ją przy sobie, przecież lata lecą , czas nie ma dla nikogo litości i dla niej także, zbliżała się powoli do czterdziestki i warto byłoby pomyśleć o czymś na stale. O kimś, może nawet o dzieciach, ale ona ze wstrętem odpychała ta myśl od siebie jak natrętną muchę. Czuła, ze nie nadawałaby się na matkę.
W przypływie uczuć , w chwilach słabości, czasami udawało jej się wrócić myślami do dzieciństwa. Były takie miejsca dokąd była zabierana przez babcię, tylko ona ją rozumiała albo i nie, bo kiedy zaczęła dorastać wszystko się zmieniło i jej samotność coraz bardziej zataczała krąg wokół jej osoby. Ale ona miała swoje książki, to były jej dzieci. Miała te swoje słowa, które żyły w niej od zawsze, które były niczym plew, chwast , ciężar a jednocześnie błogosławieństwo, koiły jej dusze, sprawiały, ze czuła się jeszcze potrzebna. Umiała pisać. Umiała tez słuchać ludzkich historii, by potem przelewać to wszystko na papier.
Wstała prostując nogi poprawiła krotką spodniczkę i podeszła do okna. W przedziale pociągu paliło się słabe światło. Była sama. Oparła głowę o brudną szybę. Stuk – stuk- stuk –stuk… pociąg mknął , poczuła ten bieg, ta siłę, przymknęła oczy, wspomnienie tamtego dnia ożyło w niej traumatycznie. Był wieczór , październik, wracała ze swoich reportaży zbierała materiał do kolejnej pracy zazwyczaj interesowali ja zwykli ludzie, klasa robotnicza. Już z daleka dostrzegła mocne światła neonów i lamp dworcowych, kierowała się ulicą Suchą na przeciw wejścia tylnego, od południa po przeciwnej stronie peronów. Dworzec ten miał tylko pięć peronów, cztery podwójne i piąty pojedynczy z jednym torem. Z peronów tych zawsze prowadziły dwa wyjścia. Jedno w kierunku tunelu łączącego ulicę Suchą z Piłsudskiego, gdzie często można się było natknąć na miejscowych narkomanów i tunel główny, który prowadził do głównego budynku i hollu dworcowego. Peron piąty wieczorami często był opuszczony i mało kręciło się na nim podróżnych. Jeśli szukała samotności to tylko tam. Tam siadywała na zielonej ławce, noga na nogę, w ciszy i w skupieniu paliła papierosy. Tam tez marzyła a może tylko próbowała marzyc. Bo czym były te jej male marzenia jak nie małymi tęsknotami, ona nie pragnęła rzeczy wielkich, ona poszukiwała rzeczy małych. Uczyła się cieszyć drobiazgami. Zdarzało się też, że ukrywała się na trzecim peronie, gdzie Wajda odsłonił w 1997 roku tablicę pamiątkową. Niewiele ludzi wiedziało, że na trzecim peronie 8 stycznia 1967 roku wracający z planu zdjęciowego Zbigniew Cybulski usiłował wskoczyć do ruszającego pociągu, skok ten mu się nie udał i aktor zginął pod kołami.
Ona kiedyś też próbowała tak skoczyć, jej się udało, bo została do niego po prostu wciągnięta przez innego pasażera, a pociąg z piskiem wtedy zatrzymał się. Wszyscy podróżni przez okna wychylali głowy i przez wszystkie wagony jak błyskawica w panice przeszedł szmer :"Co się stało ? Czemu stoimy ?". Ktoś potem powiedział, że jakaś młoda kobieta próbowała popełnić samobójstwo, ale przecież nie zupełnie tak było .
Ona po prostu spóźniła się na pociąg.
W ślad za nią ruszyli sokiści, ukryła się w toalecie siedząc na obskurnej desce klozetowej z przymkniętymi powiekami liczyła stacje. Stuk- stuk, stuk- stuk stuk-stuk. Pociąg jechał . Ile była w stanie tak ujechać ? Wysiadła na piątej.
Usłyszała hałas rozsuwanych drzwi, ktoś wszedł do przedziału, otworzyła oczy i odwróciła głowę. Wolne ? - usłyszała.
-Tak, tak – proszę.
Był młody, przystojny z delikatnymi rysami twarzy i trzydniowym zarostem. Właśnie takim jak lubi. Ciemne dłuższe włosy opadające na twarz i szare oczy. Ciekawa kompozycja pomyślała. Przyglądając się jemu poczuła tęsknotę, zbyt długo była już sama. Ile to już minęło od ostatniego rozstania ? Ona już nigdy nie będzie w stanie nikomu zaufać. Nigdy.
Janek był miłością jej życia. Marzec 2007 rok, zadzwonił po godzinie 23.00. Tamtego wieczora to była ostatnia ich rozmowa telefoniczna. Jakieś Pol roku wcześniej napisał w emailu : „Zadzwoń kiedyś to pogadamy, nie ma o czym prawda?”. Lubił ironizować. Lubił jej dogadywać, był bardzo pamiętliwy, ale znal ja jak nikt, znal ja bardzo dobrze, z tonu jej głosu potrafił wyczuwać jej nastroje. Znal jej słabości, wiedział co czuje, o czym marzy, jaka jest. Przecież musiał wiedzieć. Musiał, a jednak nie potrafił być z nią. To bolało. Myślała, ze będą razem. Już na zawsze. Żeby on wiedział co wówczas czuła. Była jak w letargu, pogrążona w drzemce, jak w jakimś urojonym przez samą siebie świecie, pełnym ideałów. Mały domek na wsi, z którego okna na pierwszym piętrze przy bezchmurnym niebie, widać taflę jeziora. Naprzeciw domku, po drogiej stronie ulicy, kościelna szesnastowieczna wieża z czerwonej cegły. Przed domkiem schodki i płot. Przy płocie rosną słoneczniki, pachnie maciejka, a do jeziora jest dwadzieścia minut drogi piechotą. Jeszcze będąc dzieckiem wyrysowała sobie taki obraz na kartce, a potem wyryła w swojej głowie. To była jego wina, niepotrzebnie rozbudzał w niej te marzenia. Tamtego wieczora płakał. Na początku nie mogła się zorientować co mówi. Jeden bełkot. Tylko zrozumiała, że zaraz przyjedzie po niego policja, że zrobił coś strasznego, do dziś nie wiedziała co. Potem się zorientowała, że jest kompletnie pijany i wściekła się. Dzwonił jeszcze kilkakrotnie tamtej nocy. Nie odbierała.
W przedostatnim emailu, nazywała go „oczyszczającym”, przepraszał ja , za swoje zachowanie. Jak napisał po rozstaniu z nią , rzucił się w wir zabaw, koncertów, towarzystwo kolegów. Zawalił kilka spraw związanych z ojcem i skasował kilka aut. Jak to określił dosiągł dna. Pamiętała, ze wcześniej jak powiedział, że nie wierzy…., że to nie ona….
- Ty, nie jesteś zdolna do czegoś takiego. Byłem ciebie pewien jak nikogo innego.
To było zanim mu powiedziała, że chce się zacząć spotykać z innymi, że ma dość czekania.
Trzy lata! Ze tylko obiecuje i tylko na obietnicach się kończy ! Ze tyle czasu go już nie widziała, że nawet zapomniała już jak wygląda. Miała nadzieje, że zrozumie. Nie zrozumiał.
- Dałaś mi strzała!- to było jego ulubione określenie.
Ona tego nie planowała.
Ona po prostu pozwoliła jemu się tylko obudzić. Jemu i sobie, z tego letargu. Miała dość jego ciągłego obiecywania, półtora roku się nie widzieli, nic tylko ciągle rozmowy przez telefon, a ona po prostu chciała się z nim widywać, chciała z nim żyć.
Chciała tkwić przy nim, założyć rodzinę, zostawiając go chciała zmusić go do działania, żeby zrozumiał ile ona dla niego znaczy, ale skutek był odwrotny. Pokłócili się i to bardzo. Rozstanie było bolesne. Wtedy zrozumiała, ze nie ma szczęścia w miłości i postanowiła być sama.
Teraz nie potrafiła inaczej o nim myśleć jak bezosobowo. Nie wiedziała czemu, wymawianie jego imienia nawet w myślach sprawia jej ból.
Drugi kwietnia. Jego urodziny. Zostawiła mu krótką wiadomość na poczcie z życzeniami, nie będąc pewna czy przeczyta, przecież nie mieli z sobą kontaktu od maja ubiegłego roku. Napisał- podziękował za pamięć i w ogóle. Napisał też, czy może mu dać numer telefonu, bo chciałby jej tyle opowiedzieć, a ma problem z pisaniem. Zawsze tak mówił: ” Chciałbym ci tyle opowiedzieć”. Zawsze ja tym rozczulał.
Zadzwonił na drugi dzień, była akurat w pracy. Z początku nie poznała go po głosie.
-Kto mówi?
- No jak kto? Janek …
Paula mu zalała laptopa, dlatego ma problem z pisaniem. Na początku nie zrozumiała, przecież córka jego ma na imię Zuzanna. I dowiedziała się, że Paulina to ta „obiektywna” z teraźniejszego związku. Że teraz mieszka gdzieś tam na „G”, nawet nie pamiętała nazwy, potem, że wyjeżdża do Meksyku, do Michała do Ameryki, Nowej Zelandii, bo przecież kiedyś tak sobie wymarzył. Ale zapomniał, że o tym kiedyś marzyli razem. I do Kenii. Że spełnia swoje marzenia i otwiera sklep z antykami. Że dobrze zarabia i w ogóle wszystko super. Imprezy i koledzy. A najbardziej zabolała ja ona. Paulina.
-Bo wiesz, to jest taki związek, w którym ciągle się kłócimy, o wszystko- opowiadał-A jak tam ci się ułożyło ?-zapytał. Nie odpowiedziała. - Ale nie masz do mnie żalu? –zapytał.
Nie! Nie! Nie mam ! To nic, że zabrano mi trzy lata…to nic; Wszystko przecież można przeżyć. Po jego telefonie dwa dni chodziła jak w rozsypce. To nieprawda, miała żal i to jeszcze jaki ! A największy do siebie, jak mogła być tak naiwna ??? No jak ? Potem stanęła twardo na nogi skupiając się tylko na pracy, wyrzucając ze swojego umysłu wszystkie za i przeciw, wszystkie wspomnienia, obietnice, porażki. Lepiej być samej – myślała, tak jest bezpieczniej.
- Pani płacze ? – usłyszała glos mężczyzny z przedziału. Wszystko dobrze ?
- Tak. Tak. Przepraszam. To nic, coś musiało wpaść mi do oka, jak otwierałam okno - wyrzucając z siebie słowa chaotycznie. Czuła, ze on się jej przygląda. Był młodszy, to pewne. Ile ? Góra siedem, osiem lat. To tyle samo co jej matka jest starsza od jej ojca. Uśmiechnęła się do niego.
- Pan daleko ? – zagadnęła.
- Tak do Warszawy.
I opowiedział jej, ze pochodzi z malej wioski z okolic Wrocławia, ale tam w Warszawie ma teraz drugie Zycie. Inne, niekoniecznie lepsze, bo przecież ciągle siedzi na walizkach, ale z pewnością inne. Ze jest artystą, garncarzem czy z kimś takim. Ze robi to co kocha, o czym zawsze marzył i ma swój warsztat, ale pracuje w rożnych miejscach Polski . O garncarstwie wiedziała nie wiele wiec zaczęła pytać. I z fascynacja opowiadał o glinie, jaka powinna być, aby osiągnąć taki stan by nadawała się do obróbki. O kole garncarskim, o wypalaniu w piecu, o temperaturze, farbach i zdobieniach. O zaletach i ile mu daje fascynacji rzemiosło, które wykonuje. Z wdzięcznością słuchała jak oczarowana.
-Wie pan co ? Mam pomysł, opowiada pan tak fascynująco, jestem redaktorem, zgodzi się pan na wywiad ? Zgodzi, prawda ? – zapytała głęboko patrząc w oczy. Musi się pan zgodzić. Kiedy będzie pan w okolicach Wrocławia proszę do mnie napisać. Szybkim ruchem wzięła jego dłoń i na jego nadgarstku zapisała swój adres email. julia.bodziuk@ wp.pl. wszystkie litery z malej, proszę pamiętać o mnie. Ja już musze wysiadać, to fascynujące o czym pan opowiadał, naprawdę ….
Pociąg powoli wtaczał się na peron. Ostatni uścisk dłoni. Uśmiech i pobiegła przed siebie. Poczuła, ze Zycie jest nieprzewidywalne, ze nie warto rozdrapywać ran i pielęgnować w sobie bólu do upadłego, ze i tak zbyt dużo straciła czasu na cierpienie nie potrafiąc się Cieszyc z tego co ma. Że ma jeszcze swoją pasję, skończy pisać książkę i zacznie pisać następna, ze może kupi sobie aparat, bo zawsze chciała robić zdjęcia. I że wyjedzie do Nowej Zelandii . Sama. Bez niego bo przecież jest już pogodzona sama z sobą, z samotnością i z bólem, to nic, ze w domu czeka na nią tylko złota rybka i stos poczty elektronicznej, ze ona i tak odnajdzie swoją drogę i będzie szczęśliwa. Ze tylko to się teraz liczy. Sama zaplanuje kupno domu, będzie mieć mały ogródek , będzie grzebać się w ziemi. Wreszcie zrozumiała, ze sama może sobie dać to poczucie bezpieczeństwa o jakim wciąż marzyła. Poczuła taki entuzjazm, wielka sile, od dawna tak się nie czuła.
Za Pol roku przypadały jej trzydzieste szóste urodziny. Na Face bok dostała dziwną wiadomość od nieznanego nadawcy Jack. C. Kasprzyk. Zrobiło jej się gorąco na sama myśl, ze to mógłby być on. Janek …
W liście nie od razu ją przepraszał za wszystko, ale najpierw delikatnie złożył życzenia i prosił ją o kontakt. Potem dowiedziała się, ze Paula zostawiła go trzy miesiące temu, ze teraz jest sam, ze cierpi i że jest w strasznym dołku. I ze próbuje odnowić stare znajomości, ze popadł w tarapaty. Błagał ja o kontakt zostawiając swój numer telefonu. Zamyśliła się jeszcze chwilę kilka razy czytając wiadomość. Nie cieszyła się z tego, raczej zasmuciło ja to. Jak to mówiła jej babcia :”Ze wszystko trzeba przeżyć”. Najechała myszką. „ Usuń wiadomość”, po chwili przeczytała „Wiadomość została usunięta”. Spojrzała w prawy kąt pokoju na leżące tam walizki, pakunki, kartony i torby, ona już zdążyła przewartościować swoje Zycie i odciąć się od przeszłości, czekania na cud, wybrała inne życie. Jutro wyjeżdża do Warszawy na kilka dni , na razie w odwiedziny, najpierw krotki wywiad i warsztaty fotograficzne, spędzonych razem kilka wieczorów, spacer po Łazienkach, a potem się zobaczy. W okolicach Giżycka nad samym jeziorem kupiła dom, za tydzień zaczyna go remontować. Za kilka miesięcy się do niego wprowadzi, posieje maciejkę, która będzie wdychać wieczorami, może nawet nauczy się łowić ryby. Już z utęsknieniem czeka na te wieczory.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz